środa, 30 stycznia 2013

Pokojowo dzieciowo

Przez ostatnich parę lat uzbierało się trochę rzeczy, które robiłam tak "przy okazji".


Do zrobienia wieszaczka przekonały mnie naklejki piankowe, które dostaliśmy w prezencie i za nic nie było na nie miejsca. Dokupiłam drewnianą półkę, kawałek filcu, wieszaczki łazienkowe, rafię, parę wkrętów i uchwytów i wieszaczek jest. Użytkujemy, sprawdza się i nawet pasuje do przedpokoju :D

Pierwotnie wieszakiem miało być drzewo, które w efekcie jest tylko dekoracją. Zrobioną z filcu, ocieplacza i kleju biurowego. Stelaż jest tekturowy, przylepiony do ściany na klej montażowy.

W tak zwanym międzyczasie potrzebny stał się ścienny organizer na pieluchy, kremiki, grzebyki i inne pierdółki. To moja pierwsza w życiu praca na maszynie do szycia. Jestem z niej dumna :D

Dziecko rosło i więzienie go w zamkniętym łóżeczku stało się trochę... niehumanitarne :D A że nasze łóżeczko nie miało wyjmowanych szczebelków, to w ruch poszła piłka do metalu. Ciach, ciach i dwa szczebelki poszły się... przespacerować. Żeby jednak trochę kontroli nad dziecięciem mieć, to postanowiłam uszyć tzw. gorsecik, który sznurowany był na noc przez jakiś czas. Prosty projekt - kawałek materiału, podwinięty naokoło (rękami krawcowej sąsiadki), z wybitymi, metalowo obrobionymi oczkami. Te oczka już sama nabijałam. Sznurek się walał po domu. I gotowe :)

Z kolei parę lat temu (optymistka ze mnie - to było paręnaście lat temu...) miałam kawałek niebieskiej flaneli i wzór na pingwinki haftowane krzyżykami. Wyhaftowałam. I nic więcej, bo pomysłu nie miałam na zużytkowanie nielotów. "Dzieło" leżało w szafie, nabierało mocy i trach! Okazało się, że po remoncie i konieczności podcięcia drzwi zrobił się zbyt duży prześwit na dole. Postanowiłam z pingwinów wałek progoocieplacz zrobić. Wypełnienie ocieplaczem dostępnym w każdej pasmanterii.

A przy okazji progoocieplaczy. Dzieć nasz lubi siedzieć przy drzwiach balkonowych. Zimą to mało przyjemne, bo po prostu zimno niemiłosiernie jest. I powstało to:



Kanapa z resztki pokrowca na łóżko i kawałków materacyka piankowego. Zdaje egzamin koncertowo. A stanowisko obserwacyjne bardziej przytulne się wydaje :)

środa, 23 stycznia 2013

Biedroneczko...

A my właśnie po balu. Biedroneczka się wybiegała, teraz śpi. Chyba. A ja się chwalę, bom dumna z siebie :D Drugie w życiu spotkanie z maszyną do szycia uważam za zwycięskie :D


Pamiętam z dziecięcych lat, że mama szyła mi stroje na Bale Przebierańców. Miała taki zbiór kart pocztowych z projektami strojów dla dzieci. Udało nam się to odnaleźć i postanowiłam sama swemu dziecku uszyć biedronkę. A tak naprawdę to tylko skrzydełka, bo spódniczkę wyciągnęłam z szafy.

Dla ciekawych - okładka i wykrój z wydawnictwa z 1979 roku:


A tu krótki opis wykonania. Nic trudnego, jeśli mnie wyszło w miarę wyjściowo :D

Kupiłam czerwoną podszewkę, czarną fizelinę z klejem, czarny cienki filc i czarną wstążkę. Z podszewki i z fizeliny wycięłam dwa skrzydełka, na jedno skrzydełko była jedna forma z podszewki i jedna z fizeliny.

Złożyłam podszewkę i fizelinę prawymi stronami do siebie, zszyłam krótszy prosty bok i tę krawędź falistą. Wywinęłam na prawą stronę, starannie wyprostowałam brzegi i zaprasowałam, przypalając krawędź skrzydełka ;) Przypalać nie radzę, bo ślad mało estetyczny został :)

Przeprasowanie spowodowało sklejenie fizeliny i podszewki.

Na dłuższej prostej krawędzi uformowałam pięć zaszewek, przeszyłam. Złożyłam oba skrzydełka obok siebie, z małą zakładką i do obydwu przyszyłam tasiemkę czarną, której końce stworzyły troczki do zawiązania pod brodą. Pomocna tu jest taśma lamówkowa, cięta ze skosu.

Na koniec wycięłam z filcu krążki i zwykłym klejem biurowym przykleiłam do skrzydełek. Kropki na spódniczce musiałam przyszyć, bo inaczej wyglądały niechlujnie. Już sama spódniczka ma zawirowania estetyczne, więc te kropki musiały tam być mocno przytwierdzone.


Na czułki wykorzystałam opaskę do włosów, do której doczepiłam włochate druciki ukształtowane odpowiednio.

I biedrona fruwała bez zarzutu :D


sobota, 19 stycznia 2013

Ślimak i śliniak

Troszkę powtórki, z uzupełnieniem. Pracuję teraz nad jedną rzeczą, która, mam nadzieję, uda mi się i będę mogła się pochwalić w przyszłym tygodniu. Tymczasem, w ramach wspomnianej powtórki, pokaże znów czapkę ślimaka, ale w innym zestawieniu.

Dziecięciu swemu postanowiłam zrobić tzw. śliniak, czyli szyjogrzej. Golfik - zamiast szalika. Przy okazji zebrało się kilka zamówień "przy okazji". Na zdjęciach można zaobserwować ewolucję wykonania i wykończenia.

A dla swojej latorośli, do kompletu, dorobiłam jeszcze czapkę. Znany już ślimak i resztki białego polaru.

Tu widać, że pierwowzór jest wykończony "na dziko", co powoduje zwijanie się śliniaka ku górze. Nie wspomnę o widocznych supełkach, łączących nitki - wtedy jeszcze nie umiałam używać magicznego supełka ;)

Następne egzemplarze wykańczane są już małym ściągaczem.

Ścieg wykorzystany, to klasyczny dziewiarski - rząd prawych, rząd lewych. Śliniak składa się z trzech elementów, robionych oddzielnie i zszywanych później - przód, tył i golfik. Do wyrabiania wycięcia pod szyją można posłużyć się ubrankiem dziecka.

Do kompletu jest czapka, robiona wspomnianym już ślimakiem. Na tym zdjęciu z dziwnymi kolorami bardziej ją widać:

A tu jeszcze inna wersja kolorystyczna śliniaka:

Więcej grzechów nie pamiętam - a raczej nie mam zdjęć w miarę sensownych :)

Wracam do, tym razem, szycia. Liczę na kciuki, bo z maszyny korzystam drugi raz w życiu...

piątek, 11 stycznia 2013

Tak, sówka

Od dwóch dni nie dosypiam dość ostro i czasu brakło na jakąś świeżą robotę, więc korzystam z niedawnych jeszcze tworów. Do mojego obecnego, niedospanego, stanu pasuje nocne zwierzątko - sowa. Tak, to jest sówka :)

Jakiś czas temu, jedna z moich koleżanek, wyszperała w siedzi dzierganą sówkę. Zakochana przyatakowała mnie, że też taką chce. Że ma śliczny brzuszek i w ogóle jest super. Zbierałam się w sobie, kombinowałam z doborem włóczek, szydełek i drutów. W końcu zaczęłam dziergać. Nie jestem mocna w szczególikach, nie mam cierpliwości i często odpuszczam, ale jak obiecałam, to słowa dotrzymać musiałam. I sówka już jest na świcie :D

Męczyłam się z brzuszkiem, ściegiem dżersejowym, drutami nr 2 - jak dla mnie to robota jak dla zegarmistrza :) Skrzydełka też druciane - same prawe oczka. Stópki, dziób i oczy są na szydełku robione. Pierwotnie oczy miały być ze zwykłych guzików, ale jak przymierzałam różne, to przy tych aktualnych okazało się, że sowa naprawdę na mnie patrzy :D Na koniec uszy i ogon - w celu stabilizacji i sowa gotowa.

 Czuję, że każda następna byłaby lepsza :D

niedziela, 6 stycznia 2013

Szaliki nibypatentowe

Specjalnie dla Aneczki, koleżanki mojej, która zaczyna harce z dzierganiem. Oto dwa szaliki robione na drutach, ściegiem nazywanym "nibypatent". Sprawa bardzo prosta - przepis na koniec podam.

Pierwszy szalik już pewnie kojarzycie z nagłówka bloga. Zrobiony dla koleżanki, dla jej córki. Z grubej włóczki. Wyszedł puchata i milusi. Zanim zaczęłam go robić, to wymyśliłam, że będzie to właśnie ten ścieg, a kolorystyka ma oscylować między fioletami i różami. W poszukiwaniu w sieci odpowiedniej włóczki trafiłam na jakiś "dziergany" blog, w którym autorka użyła właśnie tej włóczki. A swój szalik zrobiła z bardziej zaawansowanego ściegu patentowego. Nie potrafię jednak odnaleźć tego bloga, z tamtym szalikiem. Chciałam się tylko wytłumaczyć, jakby ktoś trafił i posądził mnie o niestosowne kopiowanie pomysłów innych osób. Bez bicia przyznaję się, że użyłam identycznej włóczki, którą autorka bloga poleciła.

Mój, a raczej już córki koleżanki, szalik jest wykończony różowymi guzikami i ma robić na "motany golf" :D

Oto toto:


A lata temu zrobiłam, oprócz podobnego szalika, również rękawiczki. Z jednym palcem. Wychodziłam się w nich długo. Ale włóczka jakiejś kiepskiej jakości była, bo szybko się komplet zestarzał.


Co do samego ściegu - jest banalny. Wystarczy znać prawe i lewe oczka. Nabieramy oczka w ilości podzielnej przez 4 i dodajemy jeszcze trzy. Przerabiamy:
wszystkie rzędy - *2 pr. o., 2 l. o.*, 2 pr. o., 1 l. o.
Gdy robimy oczka brzegowe, to przerabiamy:
wszystkie rzędy - 1 o. brz., 1 pr. o., 2 l. o., *2 pr. o., 2 l. o.*, 2 pr. o., 1 o. brz.

Powodzenia :)

sobota, 5 stycznia 2013

Czapki pyszczatki

Moje dziecko zobaczyło ostatnio na okładce jakiegoś "dzierganego" pisemka czapkę-pieska. I nie odpuściło - codziennie było pytanie, czy już zrobiłam jej tę czapkę z "nadrutów", czyli z wełny ;) Przysiadłam i zrobiłam :) Ciepła wyszła, że hej :)


Wcześniej też jakieś podrygi czapkowo-zwierzęce wykonywałam, ale na mniejszą skalę i bardziej zabawowo.

Miś (wykonany jako zabawka) i stworek (w ramach rozgrzewki przed pieskiem):


Co do techniki. Szydełko :D Co tu więcej można powiedzieć. Miś półsłupkami wykonany, stworek pseudosłupkami (taką moją odmianą słupka), a piesek już klasycznymi słupkami. Zaczynamy od czubka czapki. Można ciągiem robić, na zasadzie spirali, albo każdy rząd zamykać w oddzielne kółko. Im grubsza włóczka, tym bardziej wskazane jest stosowanie tej drugiej metody.

Zabawa jest przednia, praca niezbyt skomplikowana, a efekt satysfakcjonujący :)