Nie, nikogo nie przezywam ;) Obiektem moich działań miała być właśnie krowa. Wełniana. A pełnoletnia, ponieważ "przepis" na nią wyciągnęłam z niemieckiej Burdy z 1989 roku. Niemieckiej, po niemiecku. Moja znajomość tego języka nie jest jednak wystarczająca... I efekty widać...
Chociaż im dłużej się przyglądam tej koślawej mordzie, tym bardziej mi się podoba :D
Moje dziecko wycałowywało tego zwierzaka już od momentu, gdy zszyłam brzuch z plecami, a o głowie jeszcze nie myślałam...
Postanowiłam zrobić dobry uczynek i przygarnąć jednak ofiarę. Chyba jest wdzięczna :)
Już jest trochę umęczona, bo noszona jest pod pachą non stop. Śpi z młodą. Służy za poduszkę i wałek pod głowę. Dlatego bardziej parówkę przypomina, niż pękatą mućkę. Ale niech będzie, że tak miało być :)
PS: Kolczyki z poprzedniego wpisu nie znalazły jednak nabywcy. Jak się komuś spodobały, to proszę o znak-sygnał.
Krowa full profeska! Cudna! Muu! :-)
OdpowiedzUsuńPierwsze krowy za płoty ;) Następna będzie lepsza :)
Usuńgenialna!!!
Usuńmam masę takich wzorów, więc jeśli chcesz, mogę podesłać. na druty i na szydełko też, może nawet więcej.
Skorzystam pewnie, jak mi się źródełko wyczerpie :D
Usuń